Podniosłam łapę by otrzeć oczy, ale spostrzegłam, że mam ją czymś owiniętą. Każda z moich śnieżnobiałych łap była opatrzona. Delikatnie zdjęłam dziwaczną tkaninę, jednak moja kończyna wyglądała normalnie. Podniosłam się, a żołądek upomniał się jedzenia. Rozejrzałam się wokół szukając czegoś, w czym mogłabym się przejrzeć. Pomijając to, że prawdopodobnie byłam cała biała i miałam niesforną grzywkę opadającą na oczy, niczego nie wiedziałam o swoim wyglądzie. Podeszłam do wielkiej misy z wodą. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to oczy w kolorze fioletu. Pod lewym widniały trzy czarne kropki. Potarłam je łapą, lecz nie chciały się zmyć. Nagle ktoś niespodziewanie wtargnął do jaskini.
- Witaj. - Rzekł radośnie uśmiechnięty lew, po czym podszedł do mnie.
- Czy... - Mruknęłam cicho, nie miałam pojęcia co powiedzieć. - Znamy się?
- Ah tak... racja. Jestem Fahari, a Ty?
- Liczyłam na to, że Ty mi powiesz... - Zaśmiałam się ponuro.
Lew spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba nie dotarło do niego to co powiedziałam.
- W sensie... - Zastanowił się przez chwilę. Nagle jego oczy otworzyły się szerzej, a na jego pysku pojawiło się przerażenie. Szybko wybiegł z jaskini pozostawiając mnie samą z wieloma niezadanymi pytaniami.
~*~
Zapadał zmierzch. Król niespokojnie poruszał się po grocie. Jego małżonka wyruszyła w podróż rankiem i jeszcze nie wracała. Czuł, że popada w paranoję, ale tak bardzo ją kochał, iż nie wybaczył by sobie gdyby choćby najmniejszy włos spadł z jej głowy. Tym bardziej nie teraz, kiedy została matką. Nie chciał by jego dzieci miały choć w połowie taką samą przeszłość jak on. Nagle ruda lwica weszła do jaskini.
- Majira! Gdzieś Ty była? - Rzekł niezwykle uradowany na widok żony. Lwica podeszła do niego i wtuliła się w jego grzywę.
- Wybacz, tęskniłam za tymi wyprawami... - Przymknęła powieki i rozmarzyła się na chwilę. - Po za tym... Duchy Przodków. One miały mi coś do przekazania. - Dodała już bardziej niespokojnym głosem
Ardhi przełknął ślinę. Wiedział, że te rozmowy nigdy nie kończą się dobrze.
- Czy to dotyczyło naszych córek? - Zapytał poddenerwowany i spojrzał w zielone oczy żony, jakby doszukując się się zaprzeczenia.
- Tak.